Co mi daje bieganie?

Co mnie tu przywiodło?

Nie zawsze powody, dla których znajdujemy się w danej sytuacji nie są najważniejsze. Czasem to właśnie to, co zostaje w nas na dłużej, ma wieksze znaczenie.  Ta myśl jest oparta głównie na moich obserwacjach siebie i osób wokół mnie więc jej trafność zewnętrzna może okazać się zwyczajnie niska. Nie stanie się jednak nic złego, jeśli podzielę się swoją historią związaną z bieganiem i zapytam: Czy też tak macie?

Nudziara

Do biegania przywiodła mnie nuda, poczucie życiowej stagnacji i ogromna potrzeba ruchu, pozyskania energii. Bieganie było pod ręką. Miałam od kogo pożyczyć zegarek, kogo zapytać o to, jakie buty wybrać. Miałam od kogo usłyszeć, że w rekreacyjnym bieganiu nie chodzi o bicie rekordu szybkości tylko o konsekwencję, tempo konwersacyjne i przede wszystkim przyjemność. Zanim jednak zainteresowałam się tym wszystkim, po prostu pewnego dnia, zamykając laptopa, poprosiłam o zegarek i wyszłam na marszobieg. Już przy pierwszym stawianym kroku poczułam się, jakby ktoś mi ściągnął z pleców ogromny plecak pełen kamieni. I bynajmniej, nie było to spowodowane moim lekkim krokiem biegowym.

Determinacja czy desperacja?

O tym, jak bardzo potrzebowałam się czegoś w życiu złapać, świadczyć może fakt, że zaczęłam biegać 27 stycznia. Mieszkałam wtedy w mało zimowym Poznaniu. Za oknem temperatura nie mogła się zdecydować na to, po której stronie zera umościć się na stałę, więc raz było mroźno i rześko, raz demotywująco i mokro. Śnieg padał, jak na tę część kraju, często. Ciemno robiło się zanim skończyłam pracę. Zaczynałam więc z pozycji desperatki. A bieganie okazało się być tym, dzięki czemu wyciągnęłam się z marazmu. I tym, co stało się integralną częścią mojej codzienności.

Na początku wychodziłam co drugi dzień. Przeplatałam kilka minut biegu z kilkoma marszu. Po dwóch tygodniach przebiegłam pierwsze pięć kilometrów i tym samym dokonałam czegoś, co wydawało mi się wcześniej bardzo odległe i abstrakcyjne. Takich momentów w moim krótkim, biegowym życiu bylo sporo. Wydarzają się co jakiś czas i wprawiaja mnie w osłupienie. Pierwsze 10 kilometrów, pierwsze 20, pierwszy kilometrowy podbieg bez zatrzymania, pierwszy półmaraton górski pokonany w mniej niż trzy godziny, pierwszy raz poprawienie czasu na tej samej trasie i najważniejsze: pierwszy trening, w którym czułam prawdzie flow.

Co by było gdyby?

Moja początkowa motywacja nie zapowiadała, że bieganie zostanie ze mną na dłużej ale wyznaczanie kolejnych małych wyzwań i regularne stawianie się na treningu, wyrobiły we mnie nawyk. Brak regularnego ruchu, który mocno doskwierał mi zanim rzuciłam się w wir marszobiegów, przestał być problemem. Wtedy też zdałam sobie sprawę, że moja pielęgnowana przez całe życie miłość do tańca, jest po prostu miłością do realizowania potrzeby ruchu. Może gdybym w wieku 9 lat, zamiast na lekcje tańca, wybrała się na dowolne inne zajęcia ruchowe, czułabym to samo.  

Na zdrowie!

Korzyści zdrowotnych z regularnego ruchu jest pewnie tyle co możliwych zagrożeń. Kazda rzecz realizowana w nieodpowiedni sposób może stać się niebezpieczna. Mnie bieganie nauczyło odpoczywania. Może to brzmi przewrotnie, ale kiedy dowiedziałam się, że czas odpoczynku przyczynia się do lepszego samopoczucia w trakcie treningu, zaczęłam przykładać do tego szczególną uwagę. Dowiedziałam się też, że istnieje coś takiego jak aktywna regeneracja, czyli robienie czegoś na niskiej intensywności i w sposób, który sprawia, że można poczuć się lepiej, niż gdyby się nie zrobiło nic.

Gra w Zielone

Długo nie zwracałam uwagi na to, że sporo czasu spędzam nadworze. Zawsze to lubiłam. Jeździć w góry, maszerować, gapić się przed siebie. Ale to właśnie bieganie sprawiło, że nie mogę bez tego żyć. Gdy przez dłuższ yczas nie mam szansy pobyć wśród drzew, we względnej ciszy, narasta we mnieniepokój i szybciej się męczę. Od niedawna mam też w sobie bardzo silne przekonanie, że każdy człowiek powinien mieć możliwość regularnego spędzania czasu w miejscach mniej zanieczyszczonych dźwiękiem, bardziej zielonych. To dlamnie jeden z podstawowych elementów ludzkiego funkcjonowania, który jest kompletnie zaniedbany. Dowodem tego są komentarze ludzi, którzy luksusem nazywają to, że mieszkam niedaleko lasu i bywam w nim właściwie wtedy, kiedy zapragnę. Mam na tyle blisko, że jeśli potrzebuję, to zmieszczę to wyjście wplan dnia. Nie oznacza to porzucania obowiązków czy wybierania się w półgodzinną podróż autem. Zakładam buty, wychodzę z domu i za 10 minut jestem. Mogę to robić właściwie codziennie. Ten stan rzeczy zawdzięczam bieganiu. Gdybym nie biegała, być może nigdy bym nie pomyślała, że ważne dla mnie jest mieszkanie   blisko lasu i że bez tego mój komfort życia będzie niższy.

Dodatkowe pakunki

Nie opuszczam domu na dłużej niż kilka godzin bez zabrania ze sobą butów biegowych. Bez względu na to czy jadę w odwiedziny do przyjaciół, do domu, czy w delegację, zawsze mam ze sobą co najmniej jedną parę butów, w których mogę zrobić trening. Można pomyśleć, że to czasem kłopot. Trochę tak jest, ale za każdym razem gdy pakuję biegowe rzeczy do walizki to uśmiecham się szeroko i doceniam, że trafiło mi się (sic!) hobby, które mogę pielęgnować wszędzie. Buty w walizce, są dla mnie symbolem mojego spokoju, bo wiem, że cokolwiek będzie się działo, mogę założyć je i iść pobiegać jeśli tylko czas pozwoli. Z tym akurat bywa różnie ale czasem warto wstać wcześniej albo pójsć spać pózniej. Jeśli nie pobiegam to może chociaż pospaceruję, znajdę chwilę dla siebie. Kiedyś to było dla mnie nie do pomyślenia!

Moc wyzwań

Najpiękniejszą rzeczą, która wydarzyła się w moim życiu przez bieganie, było uświadomienie sobie, że granica tego, co mogę zrobić, jest dalej niż mi się wydaje. Apetyt rośnie w miarę pokonanych kilometrów. Gdy byłam pierwszy raz w Dolomitach, nie śmiałam nawet myśleć o tym, że mogłabym biegać w tej okolicy. Ba! Nawet gdy zapisywałam się na bieg w Dolomitach, nie do końca zdawałam sobie sprawę, że to oznacza właśnie bieganie tam. Rzeczy się działy a ja nie czułam ich realności. Na kartce papieru perspektywa szybkiego dostania się, a następnie zbiegnięcia z trzytysięcznika wydawała się dla mnie niedostępna. I taką pozostała aż do momentu, w którym po prostu to zrobiłam.

Bieganie w deszczu. Polubienie się z jesienią i zimą. Otwarcie się na poznanie wielu nowych ludzi. Bliskość cudzych dokonań, otworzyła mi głowę na moje własne możliwości. Poznanie biegowych biografii osób, z którymi widuję się od czasu do czasu stało się źródłem inspiracji. Osobiste sukcesy cieszą. Robienie rzeczy, które wydawały się niemożliwe, buduje we mnie coś nowego, nieznanego. I  bardzo podoba mi się to, że nie wiem co z tego wyniknie.

przygotowałam to ja, Jarząbek

We use cookies to improve your experience and to help us understand how you use our site. Please refer to our cookie notice and privacy statement for more information regarding cookies and other third-party tracking that may be enabled.